sześcioraczki
Kategoria: Bociani rok, czyli od przylotu do sejmików i dalekiej podróży
Z własnych obserwacji...
Kategoria: Bocian czarny i inni, czyli mniej znani kuzyni bociana białego
Z GALERII BOCIANA
Policzenie bocianów na wybranej powierzchni polega między innymi na odwiedzeniu wszystkich wsi, przysiółków i wszelkich miejsc możliwego gnieżdżenia się tych ptaków. Trzeba przy tym wielokrotnie wypytywać ludzi o istnienie w okolicy gniazd. Uzyskanie informacji wcale nie jest łatwe, ponieważ okazuje się, że wiele osób zupełnie nie ma rozeznania co znajduje się w najbliższym otoczeniu ich miejsca zamieszkania. Po odkryciu gniazda zbiera się szczegółowe informacje, bo przecież sąsiedzi bocianów obserwują je tygodniami, a każdy z kontrolujących pojawia się tam tylko na chwilę. Jest to zajęcie przyjemne tym bardziej, że w trakcie rozmowy najczęściej okazuje się jak lubiane są te ptaki i jak ludzie przeżywają bocianie radości i troski. Wielu obserwatorów w całej Polsce zebrało już podobne doświadczenia. Dzięki temu w przyszłości nie miną już obojętnie żadnego bocianiego gniazda.
W 1974 objeżdżałem rowerem śląskie powiaty Brzeg i Opole. Dotarłem w końcu do pewnej wioski na południu powiatu opolskiego i „szukając języka” zapytałem jakiegoś mężczyznę:
- Przepraszam, czy jest tu gdzieś gniazdo bocianie?
- Tak, oczywiście u nas są bociany, ale są już zakontraktowane! – odpowiedział zagadnięty i zaczął się śmiać.
No cóż, pomyślałem, pewnie trafiłem na wesołka. Kiedy jednak następna pytana osoba zagadnęła podejrzliwie, czy przyjechałem do zakontraktowanych bocianów uznałem, że coś się za tym musi kryć.
Dotarłem w końcu do niewielkiego gospodarstwa, gdzie na czystym i ładnie urządzonym podwórku siedział starszy pan i coś robił. Gniazdo, na specjalnie zrobionej podstawie, znajdowało się na narożniku dachu stodoły, dokładnie w granicy posesji i były w nim trzy pisklęta. Wypytałem więc o rok założenia gniazda, ubiegłoroczne lęgi i na koniec zapytałem:
- Dlaczego ludzie mówią, że bociany są u Pana zakontraktowane?
Dziadek uśmiechnął się szeroko i piękną śląską gwarą opowiedział mi taką historię:
Wie pan ja mam strasznie pazernego sąsiada, który przyszedł do mnie i dziwił się, że tak staram się o bociany, które przecież nie dają żadnego dochodu. Powiedziałem mu więc, że są to ptaki pod ochroną i że za każdego wylatującego z gniazda młodego bociana płacą mi premię. O popatrz, powiedziałem mu:
- Są trzy młode to znaczy, że dostanę 9 tysięcy złotych, tyle co za kormika
(tak się nazywa na Śląsku utuczony wieprzek). Ty musisz chodzić pół roku i karmić, a ja sobie siedzę i pieniądze dostanę.
Sąsiad poszedł jak niepyszny, ale po pewnym czasie wrócił i mówi, że to niesprawiedliwe, bo gniazdo wprawdzie jest na stodole mego rozmówcy, ale bociany paskudzą do jego ogrodu, chodzą za żabami po jego łące i trawę maraszą, więc potem ciężko się kosi. Ale mój gospodarz nie ustąpił łatwo:
- Taki jest przepis i tego się nie da zmienić – powiedział,
- Ale to jest niesprawiedliwe – oponował sąsiad,
- Więc dobrze, ja się zgadzam, jedź do gminy i niech połowę piskląt przepiszą na ciebie – po dłuższej sprzeczce łaskawie poradził mój rozmówca.
I sąsiad niewiele myśląc skoczył na rower i w gminie próbował załatwić podział premii. Śmiała się z tego cała wieś, a ja ... zjawiłem się tam kilka dni później.
(tekst Z. Jakubiec)